Bezapelacyjnie jedno z najwybitniejszych dziel amerykanskiego kina. Gdyby adaptowano go do postaci powiesci a autorem bylby Polak to na bank ksiazka znalazlaby sie w kanonie polskich lektur ;). W kazdym razie dla mnie znajduje sie w pierwszej 5 debesciakow filmu swiatowego. BTW dziwie sie ze tak malo osob wypowiada sie na jego temat (malo tzn. nikt).
Mnie ten film wogole się nie podoba 3h to lekka przesada biorac pod uwagę to, ze w filmie de facto nic takiego sie nie dzieje co może zajać widza na 3 h... widoki Jangcy podobaja mi się, Steve zawsze mi sie podoba, ujecia w maszynowni swietne, film ma klimat, temat też ciekawy a mimo to calosc mi się nie podobała i z trudem wytrzymałam do końca...Wg mnie film średni...
Papillon McQueena jednak lepszy, więc nie wiem dlaczego akurat a ten film był nominowany do Oscara. Sam film - ciekawa powtórka (przepraszam lekcja ) historii...bo przynajmniej na moich lekcjach tych zdarzeń nie "przerabialiśmy". Dobry..ani mniej ani więcej. Na pewno nie wart zapomnienia.
Studiujesz coś zwiazanego z filmem? Bo jesli tak to wiesz więcej ode mnie chociazby na temat spraw technicznych w filmie montażu, zdjeć itp. ja jestem amatorem i tylko jako amator oceniam filmy...
melpomene nie odnosiłem się do Twojego posta, po prostu tak rzadko cokolwiek tu komentuje i użyłem opcji "odpowiedz" do ostatniego czyli Twojego posta. Nie studiuje nic związanego z filmem, właściwie studia mam juz kilka dobrych lat za sobą. Jednak przed oglądnięciem czegokolwiek, szczególnie sprzed kilku dekad, zawsze próbuję jednak dowiedzieć się czegoś więcej o danym obrazie i tle historycznym. Zakładam, że mój odbiór tych obrazów może być zniekształcony oczekiwaniami. W przypadku tego filmu uważam, że niezbędne jest pewne podłoże historyczne, choćby ukuta w tych czasach tzw "dyplomacja kanonierek", Chiny w latach 20. XX w., sytuacja międzynarodowa tych lat w tym regionie, tzw budzenie się Państwa Środka, rewolucja Czang Kai-szeka itp. Film obejrzałem tylko dla Stevea McQueena , nie zawiodłem się, uważam że największą zaletą filmu jest relatywnie wierne oddanie klimatu tych czasów. W tej chwili nie przypominam sobie innych filmów traktujących o Chinach w latach 20. XX w. (znacznie późniejsze "Imperium Słońca"). Sam Steve jak w większości swoich filmów na swój sposób walczy z systemem (tutaj akurat zasadami panującymi na statku), postępuje w sposób przez siebie uznawany na godny, ma swoje zasady..ale jak się okazuje czeka go za to odrzucenie przez załogę, kolejne przeniesienie i w końcu śmierć co też ma swoją wymowę. Przystosuj się odrzucając swoją godność albo walcz i giń. Z filmu zapamiętam przed wszystkim zdanie "Monkey see, monkey do", jakże prawdziwe mimo wszystko w odniesieniu do Chińczyków, bezmyślne kopiowanie bez zrozumienia istoty rzeczy. Wątek miłosny był sztuczny,słaby i chyba niepotrzebny, właściwie oba nie były przekonywujące. Co do tytułu, zdaje się jest przetłumaczony trochę myląco, "sand pebble" to raczej " kamyki plażowe" a nie "ziarnka piasku" więc tłumacz przyjął dla tytułu tylko jedną z możliwych interpretacji nie tłumacząc przy tym go dosłownie. Dla mnie 7/10 w tym zawiera się punkt za jak zawsze oryginalną kreację McQueena i rzadko spotykana tematykę.
Widzę, że bardzo Cię ten film "wciągnął" ja oczywiście zdaje sobie sprawę z tematyki filmu i problemow w nim poruszanych :)Natomiast nie znałam szczegółowo tła historycznego, chodzi mi o Chiny w latach 20. Nie powiem, że nic ale mało...
Ps. Ja również obejrzałam film ze względu na Stevea, nie zmienię jednak zdania na temat długości filmu. Uważasz, że 3h to w sam raz? wg mnie za długi ( takie maratony to lekka przesada kupuję to jedynie w "Przeminęło z wiatrem", w "Ben Hurze" czy "Potopie" raczej nie:))