Ciekawostki. Cary Grant za stary na ucznia, studenta, ale nie na profesora. Newman nie pasował, widziałem jak się męczył. ;p

Mnie akurat aktorstwo się podobało w tym filmie. Nudny nie był, bo akcja szybko się toczy, ale był przewidywalny, nie trzymał specjalnie w napięciu, wiadomo było, że będzie happy end. No i nie lubiłam głównego bohatera, nie utożsamiałam się z nim, wkurzało mnie, że wszystko mu się udaje.

Wszystko było odrealnione, a w takich filmach - to ogromny minus. Również mnie wkurza - gdy nie mogę utożsamić się z głównym bohaterem. Tzn. Utożsamienie się pomaga przebrnąć nawet przez kiepski film. :)

Dla mnie odrealnione było to ciągłe powodzenie Michaela we wszystkim, to jak łatwo wkręcił tego profesora, wręcz było to naiwne i karykaturalne, potem uciekł, mimo że szuka go cała uczelnia, i jeszcze zdążył zapamiętać i zapisac wszystkie informacje, choć widział te równania na całą tablicę parę minut. jak również bez problemu uciekli autobusem( oczywiście kontrola mundurowego ich nie objęła) czy z teatru. Narzeczona też od razu mu uwierzyła, że tylko udaje zdrajcę, choć mógł przecież kłamać, żeby ją ułagodzić, dziwne że nie miała żadnych wątpliwości( choć wiem, że miłość jest ślepa i może chciała tak myśleć?). Ciekawiej by było, gdyby nie było do końca wiadomo, czy jest zdrajcą, czy nie, wg mnie.
Od razu wiadomo, ze mu się uda, więc napięcia nie ma, wszystko zmierza do happy endu. Ja osobiście wolałabym nie happy end w tym filmie albo choć zakończenie na pograniczu szcześcia i smutku, niejednoznaczne. Ogląda się nieźle, akcja jest wartka i nie ma dłużyzn, ale też nie zachwyca specjalnie w moim odczuciu, mogło być lepiej.
No i było parę naiwnych sytuacji jak pozostawienie tego śladu przed domem na wsi. A przecież scenariusz był zmieniany i poprawiany znacznie, jeśli efektem tych poprawek jest taki film, to czemu one miały służyć? Chyba, że oryginał był jeszcze gorszy, tego nie wiemy, co miało być pierwotnie w tym filmie.
Nie wiem czemu tak wyszło w filmie, ale byłam po stronie czarnego charakteru, szkoda mi było tego zabitego na wsi. Zamiast być za Michaelem, patriotą, który się naraża i ma być tym dobrym w filmie, to szczerze mówiąc, po tym jak zabili tego gościa, to go znienawidziłam. Efekt wyszedł odwrotny do zamierzonego w filmie, przynajmniej u mnie.

Czasami mam wrażenie, że scenariusze piszą duże dzieci. Wszystko takie infantylne i śmieszne.

Bo to w sumie nie jest Hitchock, on ponoć olał ten film, nie angażował się w niego, aż dziw, że jednak mianuje się tutaj tym reżyserem i firmował to swoim nazwiskiem.

wypracowanie gimbusa pt. 'ten film jest be', czyli pierdoły spod stodoły.