źle nie jest. Moim zdaniem przeniesienie akcji "Rashomon" w wsternowe realia udało się tutaj całkiem nieźle. Newman jest normalniejszy niż Mifune, przez co jest nieco wiarygodniejszy, Claire Bloom jest ładniejsza od żony w kimono. Lepiej zamknięto całość, chodzi o kwestię wyjaśnienia co się stało ze sztyletem. Zabrakło jednak tego charakteru, który gwarantował Kurosawa i Mifune. Gdzieś tutaj się ta cała intryga rozłazi i pojawia się nuda. Kurosawa tego uniknął i wyszło mu arcydzieło. Tutaj mamy tylko, albo aż dobry film ukazujący jak uniwersalna jest ta opowieść o różnych rodzajach...jednej prawdy;)
7/10